środa, 23 grudnia 2015

Chapter One:Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego


"I jeszcze miejsca trochę mam, 
na wybuchy, słowa skruchy,
Na ten niepokoju stan"

Kasztanowłosa Ślizgonka szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu, co jakiś czas potykając się o własne nogi. Była już grubo spóźniona na lekcje Transmutacji, a niewygodne buty na koturnie zdecydowanie utrudniały jej dotarcie do sali w szybkim tempie. Że też akurat dziś budzik, z którego korzystała już ładnych parę lat postanowił się zepsuć i postawić ją w tak fatalnej sytuacji.
McGongall już wielokrotnie groziła, że jeżeli zdarzy się jej jeszcze jedno spóźnienie, będzie musiała odbyć szlaban, polegający na wysprzątaniu biblioteki. Pełnej kurzu i zarazków biblioteki.
-Głupia, stara jędza.-mruknęła pod nosem na samą myśl o znienawidzonej profesorce, która już wiele razy dała jej w kość. 
Jako najlepsza przyjaciółka Dumbleadore'a i opiekunka Gryffindoru Minerwa zdecydowanie nie należała do grona osób, które były lubiane i szanowane wśród Ślizgonów. Z wyjątkiem faktu, że skrajnie faworyzowała swoich wychowanków, to jeszcze Snape, autorytet uczniów Domu Węża, bardzo często wypowiadał się o niej niepochlebnie, zniechęcając do jej osoby. 
-Przepraszam za spóźnienie.-wymamrotała pod nosem Hermiona wchodząc to sali, równocześnie ściągając na siebie spojrzenia wszystkich zgromadzonych. Unikając wzroku profesorki szybko zajęła swoje stałe miejsce, tuż obok przysypiającego Dracona. 
-Dlaczego się spóźniłaś?-zapytała lodowato McGonagall. 
-Zaspałam.-odparła lakonicznie, nie chcąc opowiadać o porannym układaniu włosów, pośpiesznym szukaniu tuszu do rzęs oraz nagłym przypływie "morza czerwonego", który dopadł ją chwile po przebudzeniu.Normalnie odpowiedziałaby jakimś zgryźliwym tekstem, który zostałby nagrodzony salwami śmiechu ze strony uczniów Slytherin'u. Teraz jednak nie miała siły na potyczki słowne z kobietą. 
Nauczycielka zmrużyła podejrzliwie oczy, jednak po chwili, ku zdziwieniu wszystkich, skinęła głową. Nie lubiła młodej Granger, o czym wiedział prawie każdy. Często korzystała z braku talentu do Transmutacji, jaką oznaczał się Ślizgonka z uśmiechem na ustach wstawiając jej same słabe oceny. 
Draco rozbudził się wraz z przybyciem przyjaciółki. Od kiedy usiadła obok niego przyglądał się jej z troską. Widać było, że dziewczyna  ma gorszy dzień. Nienawidził, gdy była "nie w sosie". Chodziła wtedy cała podenerwowana i stawała się małomówna, co zdecydowanie nie szło w parze z jej wybuchowym charakterkiem. 
-Ej, Mała-wyszeptał, kiedy McGonagall odwróciła się, aby napisać coś na tablicy.-Coś się stało?
Szatynka zmierzyła go nieprzyjemnym spojrzeniem, powodując, że żałował, że w ogóle zadał to pytanie. Wykrzywiła niestarannie pokryte różową szminką usta po czym wymamrotała coś pod nosem.
-Nic się nie stało.-odburknęła cicho.-Po prostu dzisiejszy dzień zaczął się niezwykle zajebiście.
Draco od razu zrozumiał, że dziewczyna nie ma ochoty na rozmowy. Chciała przetrwać tą lekcje w ciszy, nie narażając się wymagającej nauczycielce. Doskonale to rozumiał. Do dziś nie był w stanie zrozumieć, dlaczego profesorka uwzięła się na Hermione. Nie przepadała za wszystkimi Ślizgonami, jednak na niej znęcała się wybitnie i z podwójną siłą.
Kiedy zadzwonił dzwonek, zwiastujący koniec zajęć uczniowie natychmiast poderwali się ze swoich miejsc, kierując kroki w stronę drzwi prowadzących na wolny od nauki korytarz.
-Proszę zaczekać, panienko Granger.-lodowaty głos McGonagall dotarł do uszu arystokratki.
Szatynka przystanęła, odwracając się przodem do kobiety, która mierzyła ją wyniosłym wzorkiem.
 -Tak?-zapytała, siląc się na uprzejmy ton i wiarygodny, delikatny uśmiech.
-To pani kolejne spóźnienie.-mruknęła ozięble.-Rozmawiałam już z panią o tego konsekwencjach. Do tego nie wydaję mi się, aby takie obuwie było odpowiednie na zajęcia szkolne.
W Hermionie wszystko się zagotowało. Nienawidziła, gdy ktokolwiek robił jej wyrzuty związane z wyglądem czy ubiorem. Twierdziła, że potrafi ubrać i pomalować się sama, a innym nic do tego. Naszła ją ochota, na wykrzyczenie nauczycielce w twarz, że to nie jej sprawa, że to jej ciało, i że gdyby tylko chciała mogłaby sobie zrobić duży tatuaż na czole. Uspokoiła się jednak, nie chcąc pogarszać swojej fatalnej już sytuacji.
-Otrzyma pani długo odwlekaną już karę.-kontynuowała Minerwa.-Do końca roku będzie pani sprzątać szatnie Ślizgonów, ale i Gryfonów po meczach  i treningach Quidditch'a. Zaczyna pani w przyszłym tygodniu.
-Co?!-rozpaczliwy pisk wyrwał się z ust dziewczyny, która miała ochotę zrzucić nauczycielkę z Wieży Astronomicznej.-Ale pani Profesor, pani nie może...
-A właśnie, że mogę.-ucięła prędko kobieta.-Dodatkowo pani Dom ma zakaz urządzania jakichkolwiek przyjęć. Do odwołania. 
Tego było już za wiele. Co ta stara ropucha sobie wyobrażała?! To, że karała ją, to jedno. Ale żeby zaraz cały Slytherin?! Hermiona była bardzo solidarna. Traktowała Ślizgonów jak rodzinę. Czuła się wśród nich jak ryba w wodzie, dogadując się z większością. W prawdzie nie wszystkich darzyła sympatią, jednakże w każdej rodzinie są jakieś "Czarne Owce" (a może raczej "Czarne Węże"?).
-To niesprawiedliwe!-tym razem głos szatynki zamienił się w krzyk.-Oni przecież niczego nie zrobili! Nie będzie Pani tak traktować moich przyjaciół! To powinno być karalne...
Kiedy już na dobre się rozkręcała, poczuła jak ktoś łapię ją za rękę. Nie przerywała jednak swojego monologu, który w myślach McGonagall określiła jako "chamski i ordynarny".
-Miona, uspokój się.-usłyszała za sobą dobrze znany głos.
-Ale ja nie chce się uspokoić, Draco!-warknęła.-Puść mnie, jeszcze nie skończyłam mówić... 
Blondyn jednak nie posłuchał. Wziął ją na ręce, po czym przerzucił przez ramie niczym worek kartofli. Ślizgonka, będąca w stanie rzucić się na zszokowaną nauczycielkę, zaczęła piszczeć, dając chłopakowi do zrozumienia, że chce, aby postawił ja na ziemie. Ten jednak był nieugięty. Pozostawiając starszą kobietę samą sobie skierował się w stronę Pokoju Wspólnego Slytherin'u. 

* * *
-Rozumiecie to?-bąknęła kończąc potrawkę z indyka-Ukarać cały Dom za parę niewinnych spóźnień? Co za głupia stara baba! Od zawsze faworyzowała tych swoich Gryfiaków, ale to, to już przesada! Cholera jasna, ten kutafon Weasley, spóźnia się prawie cały czas, nawet na spotkania prefektów. Jeszcze jej pokaże, na co mnie stać.
Hermiona do końca zajęć była jakby nieobecna. Nie odzywała się, nie dogadywała Gryfonom. Ignorowała nawet śmieszne żarty Malfoy'a, co prawie nigdy się nie zdarzało.Wszyscy myśleli, że jest zwyczajnie przygnębiona tym, co powiedziała jej nauczycielka Transmutacji i nikogo nie dziwiło jej zachowanie. McGonagall była ostra i wymagająca, zwłaszcza, jeśli chodziło o Ślizgonów. Dla nich nigdy nie znała litości, nie mówiąc już o Granger, której zdawała się wręcz nienawidzić. Nie wiedzieli jednak, że w głowie dziewczyny tworzy się plan zemsty, dzięki której wredna nauczycielka zobaczy, że z nią nie warto zadzierać.
Młoda arystokratka była świetnym strategiem, co odziedziczyła po ojcu. Plany jej autorstwa nigdy nie zawodziły. Ba! Wszystkie kończyły się powodzeniem. William był ogromnie dumny z córki, która nigdy nie dawała sobie w kasze dmuchać. Potrafiła świetnie zadbać o siebie i postawić na swoim.
-Dobrze, że w porę Cię od niej odciągnąłem.-zaśmiał się Draco, któremu udało się nieco uspokoić dziewczynę.-Mało brakowało, a byś się zaraz na nią rzuciła. Czy naprawę chciałabyś wylecieć z Hogwartu podczas ostatniego roku nauki?
W odpowiedzi szatynka posłała mu niezbyt przychylne spojrzenie, które ten jednak zignorował. Znał ją nie od dziś i wiedział, że pomimo wszystko jest mu za to wdzięczna. To, że w takiej sytuacji Minerwa zażądałby natychmiastowego wydalenia jej ze szkoły, było jasne jak lipcowe słońce. Hermiona nawet wolała nie myśleć, jaki wstyd sprawiłaby swojej szanowanej rodzinie. Pomimo, że Granger'owie znacznie różnili się od innych arystokratów wiedziała, że sprawiłaby im tym niemały zawód. I tu wcale nie chodziło o to, co sądzili by o nich inni. Elizabeth i William'owi zależało na tym, aby ich córka zdobyła wykształcenie, jakie przyda się jej w dorosłym życiu.
-Gdyby Ci się nie udało Smoku, pomoglibyśmy Mionce zakopać zwłoki tego próchna.-wtrącił pół żartem Zabini, który jak zawsze był w swoim żywiole.-Wymyślilibyśmy jakąś dobrą ścieme. Dumbleadore z pewnością by nam uwierzył. Przecież on nas wręcz uwielbia!
-Spokojnie, ja jej jeszcze pokaże.-wymamrotała z uśmiechem szatynka, zakładając nogę na nogę.
-Rozumiem, że mamy szykować łopaty?-zapytał Blaise, powodując salwy śmiechu przy stole Slytherinu.
-Nie zamierzam zgnić w więzieniu za zabicie staruchy, której i tak niewiele zostało.-odparła kwaśno Hermiona.-Sprawienie bólu fizycznego nie jest dla mnie, nie jestem morderczynią. Ją trzeba podejść sposobem, a ja ten sposób znajdę. Przecież każdy ma słaby punkt.
-To prawda.-wtrąciła Pansy, która dotychczas jedynie przysłuchiwała się wymianie zdań grupki przyjaciół- Potter wygląda jakby zaraz miał się rozryczeć, kiedy ktoś wypomina mu, że ta wywłoka Weasley zostawiła go dla innego. I to jeszcze Ślizgona. Może i McGonagall ma coś takiego. Wiesz już jak to sprawdzić?
-Jeszcze nie, ale coś wykombinuję. Mam nadzieję, że mi pomożecie?
-To chyba oczywiste.-powiedział zupełnie poważnie Draco.-Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
-Smok ma racje. Poza tym ja zawsze chciałem utrzeć nosa tej jędzy. W końcu nadarzyła się ku temu okazja. Nie byłbym sobą, gdybym jej nie wykorzystał, prawda?
Kiedy Pansy również wyraziła chęć wzięcia udziału w planie Ślizgnonki mówiąc, że nie mogłaby nazywać się jej przyjaciółką, gdyby się na to nie zgodziła, Hermionie znacznie poprawił się humor. Dziękowała Merlinowi za to, że życie obdarzyło ją tak oddanymi przyjaciółmi.
-Musze nadrobić zaległości.-wstała od stołu. Widząc zaciekawione miny trójki Ślizgonów dodała-Jeszcze nie miałam przyjemności podręczyć żadnego Gryfona. Wydaje mi się że Potter i spółka siedzą na błoniach.
Po tych słowach szatynka, która znowu była sobą, opuściła Wielką Sale, zostawiając oniemiałych przyjaciół samych. Draco uśmiechnął się sam do siebie.
-Zaraz ją dogonię.-mruknął, po czym w ekspresowym tępię pochłonął resztę swojego obiadu.

* * *
Listopadowy wiatr rozwiewał jej długie, kasztanowe włosy. Spacerując po rozległych błoniach kierowała się w stronę starego, spróchniałego dębu, pod którym często przesiadywała. Była przekonana, że drzewo wiele już widziało. Było jednym z pierwszych, które posadzono na tym terenie. Ojciec opowiadał jej, że on sam podczas swojej nauki w Hogwarcie często odpoczywał leżąc na jego gałęziach. Ten fakt sprawiał, że dla Hermiony miało jeszcze większą wartość. 
Kiedy dotarła do celu, rozsiadła się wygodnie, opierając plecy o stary pień. Miała teraz doskonały widok na jezioro. Westchnęła cicho, po czym zatraciła się w swoich myślach. Wcale nie zamierzała dogadywać Harry'emu i jego przyjaciołom, choć tym także by nie pogardziła. Potrzebowała ciszy. W tętniącej życiem szkole niestety nie mogła jej zaznać. Jedyną osobą, której obecnością by teraz nie pogardziła był Draco.
Tylko jemu mogła się szczerze wygadać. Pansy była jej przyjaciółką, to prawda. Mówiła jej o wielu rzeczach i zawsze starały się być wobec niej szczera. Blaise'a również mogła nazwać swoim przyjacielem. Był przy niej kiedy tego potrzebowała i wiedziała, że może na niego liczyć. Jednak młodego Malfoy'a traktowała jak brata. Mogła mu wszystko powiedzieć, wiedząc, że nie będzie jej oceniał. Od niego nigdy nie usłyszała pustych słów pocieszenia. On starał się ją zrozumieć i doradzić, co powinna zrobić. Za to właśnie była mu bezgranicznie wdzięczna. W końcu razem się wychowali. Narycyza i Lucjusz rzadko kiedy znajdowali czas dla syna, natomiast u Granger'ów zawsze był mile widziany. Można by nawet rzec, że to właśnie Elizabeth i William włożyli więcej pracy, ale i serca, w wychowanie Dracona. Poza tym różnili się znacznie od typowych arystokratów. Nie do końca popierali Voldemort'a, chętnie korzystali z mugolskich sprzętów, oraz rzadko kiedy wysługiwali się służbom. Dopiero kiedy rozpoczął on piąty rok nauki jego biologiczną matkę zaczął interesować jego los. Widząc, że lepiej dogaduję się z panią Granger coś w niej pękło. Zaczęła żałować, że nie poświęcała mu czasu, skupiając się na pracy i mężu. Blondyn wiedział, że kobieta się stara, jednak w dalszym ciągu miał do niej żal. 
-Wiedziałem, że Cię tutaj znajdę-usłyszała nad głową dobrze znany głos.
Jak z podziemi wyrósł przed nią nie kto inny, jak Draco Malfoy. Uśmiechał się do niej delikatnie, trzymając w dłoni pudełko czekoladowych żab, które od najmłodszych lat razem zajadli, często w ilościach hurtowych. 
-No i gdzie masz tych swoich Gryfonów? Nie zostawiłaś nic dla mnie?-udawał zawiedzionego-Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś w tak szybkim tępię wykończył ich wszystkich. A taką miałem ochotę na Potter'a...
Usiadł tuż obok niej, otwierając paczkę łakoci. Dziewczyna chętnie oparła głowę o jego ramię, aby po chwili poczęstować się ulubionymi słodyczami. 
-Gadałem ze Snape'm. Mają nowe wiadomości o moim ojcu.-wyszeptał patrząc w tafle jeziora.
-Co z nim? Znaleźli go w końcu?-na wspomnienie o Lucjuszu momentalnie się wyprostowała. 
-Nie, ale natrafili na trop. Podobno widziano go ostatnio w Świńskim Łbie, w Hogsmeade. Ale nic nie jest pewne. Aurorzy ponoć wypruwają sobie żyły, aby go znaleźć. Wcześniej sądzili, ,że przepadł jak kamień w wodzie, ale skoro są świadkowie to znaczy, że jest szansa, że jeszcze go odnajdą. Wiadomo, czeka go rozprawa. Zabił wiele niewinnych osób, wyrządził tyle krzywd... Chciał wciągnąć  w to też mnie, a ja prawię się zgodziłem. Gdyby nie Ty i Twoi rodzice...
W głowie Hermiony odrodziły się wspomnienia pewnego feralnego czerwcowego dnia. Wtedy jej rodzice również byli zwolennikami Voldemort'a. Ona sama miała brać udział w Bitwie o Hogwart. Bała się jak nigdy dotąd, a myśl, że będzie musiała pozbawić życia wielu osób ogromnie ją przytłaczała. Nie chciała tego, nie potrafiła.  "Zabij, albo zostań zabita". To zdanie usłyszała od jednego ze Śmierciożerców. Jego prawdziwość wręcz ją przerażała. Spotkała wtedy Severus'a Snape'a. Doskonale wiedziała, że jest on po stronie Dumbleador'a, jednak Czarny Pan nie posiadał tej istotnej informacji. Nie wydała go i nawet nigdy nie przeszło jej przez myśl,że mogłaby to zrobić. W końcu to on sprawował piecze nad nim i Draco, kiedy akurat jej rodziców nie było w domu. Tylko ona i blondyn znali jego drugie oblicze. W opiekę nad nimi wkładał serce, choć teraz na pewno by się do tego nie przyznał. 
Kiedy tego dnia spotkali się nieopodal Malfoy Manor, niedługo przed rozpoczęciem się bitwy, powiedział do niej: "Zawsze pokładałem w Tobie ogromne nadzieję. W Tobie i Draconie. Oboje jesteście dla mnie bardzo ważni, kocham Was jak własne dzieci. Normalnie nigdy bym Ci tego nie powiedział, jednak teraz, kiedy wiem, że niedługo mogę zginąć... Wybierzesz słusznie, Hermiono. Wiem o tym doskonale."
Pamiętała te słowa po dziś dzień. To dzięki nim wiedziała, co powinna zrobić. Zatrzymała wtedy mężczyznę, nakazując mu zaprowadzenie do dyrektora. Kiedy udało jej się go przekonać, wyjawiła całą strategie Voldemort'a. Była bardzo blisko Czarnego Pana, tak samo jak Draco więc posiadała wiele istotnych informacji. Wraz z Severus'em przeciągnęła blondyna na jasną stronę. To samo zrobiła ze swoimi rodzicami, którzy darzyli Mistrza Eliksirów ogromnym zaufaniem. Nie było łatwo, a robiąc to wszystko ryzykowała nie tylko swoje życie ale najbliższych osób. William wiedział znacznie więcej niż jego córka. Hermiona przyczyniła się do zwycięstwa Potter'a i w jakimś stopniu uratowała świat czarodziei, czego nie żałowała. Nikt jednak nie uważał ją za bohaterkę, gdyż o całym zdarzeniu wiedzieli jedynie nieliczni. Nie chciała być porównywana do Harry'ego Potter'a oraz jego dzielnych, Gryfońskich przyjaciół. Wolała zostawić to w tajemnicy.
-Na pewno go znajdą.-powiedziała, wtulając głowę w szyje blondyna.-Dostanie to, na co zasłużył, zobaczysz.
-To już nawet nie o to chodzi.-wymamrotał.-On szuka zemsty. Chce Ciebie. 
Mogła się tego spodziewać. Lucjusz jako jeden z niewielu dowiedział się o jej zdradzie. Był oddany Czarnemu Panu bez reszty i za żadne skarby nie mógł, ale i nie chciał pogodzić się z jego upadkiem.
-Jakoś to będzie-nie wiedziała, czy bardziej przekonuje siebie, czy jego.-Nie ma co przejmować się na zapas. W Hogwacie jestem bezpieczna. A skoro ministerstwo trafiło na jego trop to możliwe, że szybko go znajdą. 
Starała się mówić pewnie, z przekonaniem. Wiedziała, że Draco jej nie uwierzy, ale chciała choć trochę podnieść go, ale i siebie, na duchu. Lucjusz już dawno stracił normalny światopogląd. Zatracił się w swoim szaleństwie bez reszty. Czarny Pan zupełnie namieszał mu w głowię. Stał się agresywny i bezwzględny. Nawet jego własna żona go nie poznawała. Zmienił się, to nie podlegało wątpliwości. To, że szukał zemsty było oczywiste. Wcześniej jednak Hermiona starała się o tym nie myśleć.
-Jeśli tylko próbuje Cię tchnąć...-zaczął, jednak nie dane było mu skończyć.
-Wiem, wiem. Trzaśniesz go Avadą.-uśmiechnęła się delikatnie. 
-Tak, żebyś wiedziała.-uśmiech zagościł i na jego smutnej dotychczas twarzy.-No dobra, czekoladowe żaby same się nie zjedzą. 
Reszta dnia minęła im na rozmowach na nieco przyjemniejsze tematy. Zaczęli nawet gawędzić o świętach, które powoli się zbliżały. Oboje byli pewni, że spędzą je wspólnie, co nie było nowością. Od kiedy tylko przyszli na świat razem obchodzili tego typu uroczystości. Wzajemne towarzystwo zdecydowanie je uatrakcyjniało. Do trzynastego roku życia podczas wizyt w domu piecze sprawował nad nimi niezawodny wujek Snape. Teraz jednak nie potrzebowali opieki, więc bez problemu będą mogli robić to, na co będą mieli ochotę. Pomimo tego, że kochali Hogwart, czasami zdarzyło im się zatęsknić za domem.* 
-Cholera, chyba się zasiedzieliśmy-powiedziała Hermiona, zauważając, że zrobiło się ciemno.
-Trzeba wracać do zamku.-mrukną niechętnie Ślizgon podnosząc się z ziemi.-Kolacje pewnie już trwa, o ile nie dobiegła końca. 
Po chwili i szatynka stała na nogach i wspólnie skierowali swoje kroki w stronę Hogwartu. Jak się okazało na kolacje wcale nie było jeszcze za późno. Wielka Sala w dalszym ciągu była pełna. Wchodząc do niej byli pogrążeni w rozmowie. Kiedy zbliżali się już do stoliku Slytherin'u, ktoś z łoskotem wpadł na Hermione. Z początku dziewczyna była zdezorientowana całym zdarzeniem, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. W końcu mogła nadrobić "drobne zaległości".

*-Draco traktuje dom państwa Granger jak własny i przesiaduję w nim częściej, niż w Malfoy Manor

* * *
Witam Was wszystkich w ten prawie że Świąteczny wieczór!
W końcu udało mi się napisać rozdział jakiejś przyzwoitej długości. Zajęło mi to dość dużo czasu, bo coś koło miesiąca temu opublikowałam prolog. Bardzo przepraszam, że musieliście tyle czekać. 
Jestem ogromnie wdzięczna za osiem komentarzy pod pierwszym postem!  Nie spodziewałam się, że tyle ich będzie. Nawet nie macie pojęcia, jaką przyjemność sprawiło mi czytanie Waszych opinii. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Wam do gustu.
Powstało parę zakładek-zapraszam do zaglądnięcia do nich! :) 
Zachęcam do dalszego komentowania! :D 

Juro już wigilia, więc korzystając z okazji życzę 
Wam wesołych i spokojnych świąt w rodzinnym gronie!

Do następnego rozdziału, moi drodzy!

4 komentarze:

  1. Rozdzial cudowny, "nagly przyplyw morza czerwonego" poprostu padlam jak to przrczytalam. Wnioskujac po drobnych zaleglosciach zgaduje, ze to ktos z Gryfonow wpadl na Mione, nie moge sie doczekac jak potoczy sie akcja, czekam na kolejny rozdzial, zycze weny i wesolych swiat, pozdrawiam Arabella
    dramione-more-than-deal.blogspot.con

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Może zacznę od słów Wesołych Świąt :* W końcu został jeszcze jeden dzień :)
    Co do rozdziału, już ci mówiłam, że ubóstwiam twój pomysł? Nie,to teraz mówię. Trochę muszę się przyzwyczaić do nowej Gryfonki... pfuuu... Ślizgonki, która nie jest kujonką i ulubienicą McGonagall.
    Podoba mi się jednak to, że nie zrobiłaś z Miony paskudnej Ślizgonki, ale że jednak odróżnia dobro od zła. No i ubóstwiam, że jet taka pyskata :)
    Czekam na next
    Pozdrawiam i życzę weny
    Anna-medium

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział ciekawy ;) Hermiona kontra McGonagall dość interesująca akcja. Opowiadanie mi się podoba czekam na więcej!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to mam zapłon szachisty... nie ma co. Późno tu wpadłam, nie ukrywam. Pamiętam jak czytałam prolog, który naprawdę mnie zaciekawił. Rozdział pierwszy świetny, cała fabuła jest bardzo fajna. Przyjaźń Draco i Hermiony arystokratki, cudownie. Czekam na więcej i to niecierpliwie! Wybacz mi za to opóźnienie, zaobserwuję, będę na bieżąco.

    Zapraszam również do siebie na nowy rozdział ----> http://dzikie-pochlebstwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Spodobał Ci się rozdział? Tak? Nie?
Jestem bardzo ciekawa, co o nim sądzisz, niezależnie od tego, czy jest to opinia pozytywna, czy też negatywna. Każda jest dla mnie ogromnie ważna.
Nie czekaj: Choćby w kilku słowach opisz swoje wrażenia!
Dla Ciebie to tylko krótka chwila, a dla mnie duża porcja motywacji.